Strona:PL Marya Konopnicka-Poezye w nowym układzie V Z mojej księgi 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Milcząc oboje, zasłuchani w ciszy
Przedsennej lasu, wracaliśmy sami,
Wtem słowo: »kocham«, padło między nami,
Jak srebrna strzała... Kto je wyrzekł?... Dziwy!
Zrazu myślałem, że to cud prawdziwy...
I dotąd nie wiem, czy róża, co dyszy
Lubem wzruszeniem, to słowo wyrzekła?
Czy ta konwalia, co się do snu kładła?
Czy ta wiewiórka, co w gąszczu przepadła?
Czy jasność dniowa, która nam uciekła?
Czy ja sam może?... Kto zgadnie?... Kto powie?...
Wiosna ukradkiem figle nam płatała...
Swawolne echo śmiało się w parowie...
Spojrzałem — płonie moja lilia biała...
Może to ona?... Zapatrzony, blady,
Otwarłem usta i zapytać chciałem...
Wtem — »kocham! kocham!« jak pereł kaskady
Dźwięczy w powietrzu... Czy to ja wyznałem?
Och! czy już taka wypadła nam ścieżka,
Gdzie jakaś wróżka uśmiechniona mieszka
I wieczorami wiosennymi, pusta,
Z serca wyznania dobywa na usta?...
Białe powoje pną się po drzewinie,
W mchu utulone gniazdo ptaszka ginie...
Jam ją pochwycił w ramiona i drżącą
Uczył powtarzać: »kocham! kocham ciebie!«
Wrażając każdą literkę płonącą