Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye w nowym układzie II Hellenica 152.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A w prawej ręce kindżał mu zabłysnął,
Jak nów, — był przecież bledszym od spojrzenia
Zmartwychpowstańca, co okiem tygrysa
Patrzy na trupy, krew zda się wysysa
Z rozbitych piersi wrogów Mahometa...
Do najbliższego schylił się atleta,
I tchu w nim szukał i znalazł go pono,
Bo mu pchnął kindżał w niezakrytą szyję
I krwi wypuścił kaskadę czerwoną,
I wstał z uśmiechem, i szepnął: »nie żyje!«
I wlókł się chyłkiem, krwawiąc własne ślady,
Płomienny pomstą, krwi utratą blady,
I szukał tchnienia, co w piersiach zamiera,
Tak przypadając cicho, jak pantera.
A gdy dosłyszał, że kto jęknął z cicha,
Że trup się ruszył, że drgnął, że oddycha,
Zrywał się z krzykiem szału i boleści
I kindżał w serce pchał do rękojeści.

A był tak straszny, jak te mściwe duchy
Hunnów, co walczą aż po śmierci jeszcze...
Dzikiego zwierza miał zdradzieckie ruchy,
Upiora nocy źrenice złowieszcze;
Na czole, twarzy, krwi zakrzepłej strugi,
Ponure piętna trupiego uścisku,
I tak się wlokąc po tem bojowisku,
Nad śmierć groźniejszy, zabijał raz drugi.