Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya trzecia 341.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy młodzian podszedł, jaśniejszym wyrazem
Błysła twarz starca; zapewnić pośpieszył,
Że księżnę matkę wielbił; a zarazem,
Wspomnieniem ojca książęcia się cieszył.
Wbrew etykiecie już nawet tym razem
Poczciwy tłuścioch na łzy się rozgrzeszył
I rzekł wzruszony: „Byłbym w siódmem niebie,
Gdybym, jak zięcia, mógł uścisnąć ciebie!

„Lecz córki mojej strzeż się, na mą duszę!
Gdyż w swych kaprysach, jak marzec jest zmienna,
Dzisiaj podobna burzy, zawierusze,
Jutro znów milczy i chodzi jak senna;
Jak ona zagra, tak ja tańczyć muszę!
Dwór cały dręczy, jak plaga codzienna.
Bóg wie, zkąd matka łagodności znanej
Przyszła do takiej córki wyuzdanej!

„Tobie za żonę brać dyabła takiego?...
Lecz ciebie dla niej szkoda jest, mój drogi!
Jej Czyngis-hana potrzeba jakiego,
Co ją ukróci i weźmie za rogi.
Tu ona świętą uda... znam ją z tego!
Oj, ma rozumek! nie uczyć ją drogi.
Lecz strzeż się! troski chcę oszczędzić tobie —
I bez wyrzutu spocząć kiedyś w grobie!”