Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya trzecia 328.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Ależ i oni, wbrew swojej regule
Monogamicznej, nie są zbyt drażliwi.
Niejeden, chociaż żonę kocha czule,
Kiedyniekiedy kaprys jakiś żywi.
To też „ojcami ludu” zwą się króle!
Wszak sam Abraham (i to mnie nie dziwi)
Przykłady uciech podaje niewinnych,
Że Salomona nie wspomnę i innych.

„Jakto! nie mogłeś książe tu, na dworze,
Zapewnić nadal opieki dziewczęciu?
Biedne stworzenie zostawiasz w tej porze
Na łaskę losu? Nie wstyd że to księciu?
Książe się gniewa, lecz pożal się Boże
Nad taką dolą! Wypadnie ptaszęciu
Tułać się teraz, do samego ranka,
Gdzieś tam po nocy, jakoby cyganka!”

„Hussejnie! — przerwał Kalilbad z zapałem,
Żalem i wstydem zażegłeś mi duszę!
Śpiesz! biegnij! szukać jej w królestwie całem!
To, com zaniedbał, nagrodzić jej muszę.
Ach! dachu nawet nie ma nad swem ciałem.
Błąka się w nędzy, w głodzie, zawierusze,
Wśród burz i słoty znużona upada...
Wróć ją! pół państwa weźmiesz Kalilbada!”