Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya trzecia 278.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Był sobie pewien książe w Astrachanie;
Kalilbad-hanem zwali go poddani;
A był tak piękny jak wiosny zaranie.
Królowa matka, mądra bardzo pani,
Gdy mąż jej zaległ grobowe posłanie,
Tak wychowała syna, by był dla niej
Podporą, chlubą, wsparciem i obroną,
Gdy włos zbieleje pod ciężką koroną.

Zaledwo chłopca puszczała od boku:
Na radzie państwa, na modłach w meczecie,
On wszędzie musiał dotrzymać jej kroku,
Pieszo, czy konno, czy w dworskiej karecie.
W cnoty wzrastało w promieniach jej wzroku
To ukochane i pieszczone dziecię;
I nocą nawet przy niej zasypiało,
Kotarą tylko oddzielone białą.

Płoszony jednak troskami i trudem,
Sen odlatywał od powiek królowej.
Komuż, z tych wielkich, co stoją nad ludem,
Spać obowiązek pozwala surowy?
Nie było zatem dziwem, ani cudem,
Że próżno księżna w puhar kryształowy
Mieszała opium... aż w szczęśliwej chwili
Znalazł się sposób, co snem ją posili.