Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya druga 257.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czy są gdzie ludzio — nie wiem i nie pomnę
Ni ich miłości, ni ich nienawiści.
W świątynie ciszy wstępuję ogromne,
Z zielonych bluszczów i liści.
Samotność żarem na lica mi bije...
Po drzewach idą szelesty i dreszcze...
Ach! czy ja żyłam dotychczas? czy żyję?
Czy będę kiedy żyć jeszcze?
Za cichem szczęściem wyciągam ramiona...
Czyż, zawsze, zawsze mam tęsknić daremno?..
Przez liście olszy dnia jasność przyćmiona
Rzuca się łuną tajemną...
Nigdyż ustami nie dotknę tej czary,
Zkąd wzrokiem tylko chwyciłam płomienia?
Cisza — w przepaściach szmer słyszę i gwary,
I drżę — od liści tych drżenia.
Dusza się moja westchnieniem rozwiewa
W ulotne błyski, i mroki, i dźwięki...
— Stój! słyszę nutę znajomej piosenki...
Nie! to las szumi, to drzewa!

Wildniss.


VIII.


Ktoby mi to dał, o Boże!
Ktoby mi to dał,