Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya druga 013.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wierzyłam tobie, patrząc w błękit cichy,
I w sennych kwiatów zamknięte kielichy,
I na tę łąkę od mgieł lekkich jasną...
Wierzyłam tobie! ach, i nadaremnie!
Bo oto burza zerwała się we mnie...
O ciszy nocna! kiedyż duchy zasną?


IV.


Jak motyl drżący nad lampy płomieniem,
Duch mój uderza w skrzydła i ulata,
Gdzie wiekuistość bezsennem spojrzeniem
W ciemnościach czuwa nad nędzami świata.
I przez rozbitych słońc lotną mgławicę,
Co się wskróś nieba rzuca mleczną drogą,
Chciałby przeniknąć bytu tajemnicę,
Jak ci, co wierzyć chcą, ale — nie mogą!
O Panie! przebacz mi! Tyś Bóg, Tyś wielki!
Z błysków masz szatę, a z gromów koronę,
A stopy Twoje na słońcu są wsparte!...
Łzy ludzkie, cóż są? — ach! rosy kropelki —
A przecież wszystkie masz je policzone...
Co?... policzone? — co? — i nieotarte?