Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye seria pierwsza 118.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Do gniazd wracały turkawki i dzierzby;
A mech drzemiący słuchał szeptów wierzby,
Co, rozczesawszy włosy, jako długie,
Schyliła głowę i patrzyła w strugę.



∗             ∗


Byliśmy sami, bo dzień nas odbieżał,
Bo między niebem a nami zmrok leżał,
Bo las otoczył nas, niby komnata,
Bo miłość dwoje oddziela od świata...
Milcząc oboje, zasłuchani w ciszy
Przedsennej lasu, wracaliśmy sami.
Wtem słowo : „kocham”, padło między nami,
Jak srebrna strzała... Kto je wyrzekł?... dziwy!
Z razu myślałem, że to cud prawdziwy...
I dotąd nie wiem, czy róża, co dyszy
Łubem wzruszeniem, to słowo wyrzekła?
Czy ta konwalia, co się do snu kładła?
Czy ta wiewiórka, co w gąszczu przepadła?
Czy jasność dniowa, która nam uciekła?
Czy ja sam może?... Kto zgadnie?... kto powie?...
Wiosna ukradkiem figle nam płatała...
Swawolne echo śmiało się w parowie...
Spojrzałem — płonie moja lilia biała...
Może to ona?... Zapatrzony, blady,
Otwarłem usta i zapytać chciałem..
Wtem „kocham! kocham!” jak pereł kaskady