Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 8 259.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tam, na atłasów szkarłatnych wezgłowie,
Stepankowicki akt Unji złożony,
Koronnych Stanów nieśli delegaci
I siwy rabin. Szli — jak pięciu braci.

Powiały w słońcu trójbarwne kokardy;
Nikt się już teraz nie czaił, nie skrywał,
Na lica wyszedł blask jasnej pogardy
Życia. Rzucone kości — los rozgrywał.
Więc przez czamary, żupany, kontusze
Wyjrzały z polskich piersi — polskie dusze.

A tu już ludu tłum walił, jak woda:
Szlachta, mieszczany, żydy. Wszyscy byli
Pieszo. Kto jechał — zsiadał; a podwoda
Długim taborem ciągnęła w pół mili,
Przy wozach młodzież. Ta konno hasała:
Chłopska sukmana i krakuska biała.

Szeptano, że te gęste wozy, bryki,
Nie tylko prowjant wiozą, że pod sianem
Jest amunicja i broń: kosy, piki,
Fuzje, pałasze, że już na wsiadanem
Klasztorne skrytki wydały potrochu
Strzelb, karabinów, kul, nabojów, prochu.

Teraz na wozach widać było matki,
Co pierś dzieciątkom swoim podawały;
Ówdzie kaleka, starzec, i to rzadki,
Przysiadł na sianie, jak gołąb ten biały,
I tylko czasem błysk nagły źrenicy
Zdradzał, że starzec wie o tajemnicy.
............

Uderzył chorał w niebo. Zadziwione
Słuchały bory ogromnej muzyki
Głosów, co miały w sobie łzy zdławione