I wstałem. A z rany piersi moich wyszła iskra życia i szła przede mną, świecąc mi w drodze. I wyciągnąłem ręce moje i szedłem za nią, gdzie mnie wiodła.
I rozbrzękła na poranku tysiącem głosów życia i błysnęła tysiącem barw i kształtów jego. Poruszyły się ramiona moje i myśli moje pracować zaczęły, i serce uderzyło nadzieją.
A wtem usłyszałem krakanie sępa i cień skrzydeł jego, rozjętych na wschód i na zachód słońca, padł na drogę moją. Ptak Zeusowy ścigał iskrę moją, iskrę żywota.
Przeląkłem się i przywołałem ją tchnieniem; gorącem tchnieniem ust wziąłem ją w piersi moje całą złotą i zakryłem pierś płaszczem, a idąc, szedłem.
Nie ku nadziei teraz szedłem, ale ku ochronie. A jako siewca ukrywa ziarno siewu swego w ziemi, tak ja chcę ukryć w tej jaskini iskrę ducha mego. Bom mówił: Szukać będę czegoś, co mocne jest a ślepe, i czegoś, co w pracy jest a trwa, i czegoś, co cierpi a nie wie.
W przepaść męki i ciemności i siedmiorga głodów, i siedmiorga potów i nędzy, nad którą niemasz, jakąby stawić można, rzucę iskrę moją.
I rzucę ją, gdzie jest skrzywdzony a cichy, iżby ku żywotowi dojrzewał, jako źdźbło rodzajne.
Na twardą pierś ją rzucę i na ramiona żylaste, i rozświecę nią mózg krzepki, jak ugór, co nie rodził jeszcze.
Milczącemu ją dam i temu, który jest cierpliwy.
A dam ją, który nie pamięta początku swej pracy, ani wygląda jej końca, A który nie osy cha z potu,