Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 7 233.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I wstałem. A z rany piersi moich wyszła iskra życia i szła przede mną, świecąc mi w drodze. I wyciągnąłem ręce moje i szedłem za nią, gdzie mnie wiodła.

I rozbrzękła na poranku tysiącem głosów życia i błysnęła tysiącem barw i kształtów jego. Poruszyły się ramiona moje i myśli moje pracować zaczęły, i serce uderzyło nadzieją.

A wtem usłyszałem krakanie sępa i cień skrzydeł jego, rozjętych na wschód i na zachód słońca, padł na drogę moją. Ptak Zeusowy ścigał iskrę moją, iskrę żywota.

Przeląkłem się i przywołałem ją tchnieniem; gorącem tchnieniem ust wziąłem ją w piersi moje całą złotą i zakryłem pierś płaszczem, a idąc, szedłem.

Nie ku nadziei teraz szedłem, ale ku ochronie. A jako siewca ukrywa ziarno siewu swego w ziemi, tak ja chcę ukryć w tej jaskini iskrę ducha mego. Bom mówił: Szukać będę czegoś, co mocne jest a ślepe, i czegoś, co w pracy jest a trwa, i czegoś, co cierpi a nie wie.

W przepaść męki i ciemności i siedmiorga głodów, i siedmiorga potów i nędzy, nad którą niemasz, jakąby stawić można, rzucę iskrę moją.

I rzucę ją, gdzie jest skrzywdzony a cichy, iżby ku żywotowi dojrzewał, jako źdźbło rodzajne.

Na twardą pierś ją rzucę i na ramiona żylaste, i rozświecę nią mózg krzepki, jak ugór, co nie rodził jeszcze.

Milczącemu ją dam i temu, który jest cierpliwy.

A dam ją, który nie pamięta początku swej pracy, ani wygląda jej końca, A który nie osy cha z potu,