Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 4 055.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I wyciągnęły się ku niej ramiona,
A w każdej ręce gałązka zielona;
Tak szła ta trumna nad ludem wzniesiona.

Tak szła wskróś nawy, pomiędzy filary,
W bezmownym krzyku tym ogromnej miary,
A przed ołtarzem łzy prószył ksiądz stary.

I dał znak ręką i nagle w świątyni
Wielka się cisza wśród ludu uczyni:
Wypadły ćwieki, dzierżące wierzch skrzyni.

A gdy stuknęło o ziemię jej wieko,
Echem się trzykroć stuk odbił daleko...
Ksiądz głowę schylił z wilgotną powieką.

I długo modlił się... Aż ręce drżące
Zapuścił w prochy w tej trumnie leżące
I wyjął czaszkę i podniósł ją w słońce.

I wstała głowa ta umarła z łoża
Wieków, ta wielka, biała perła boża,
Kość sucha, w którą rzuciła się zorza.

A ksiądz tym głosem, co we łzach ugasa:
— »Prawdziwie, głowa Torkwata jest Tassa!«
Lud ryknął płaczem, jak wicher wśród lasa.