Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 2 155.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słyszałam pieśni dziwne, pieśni senne,
Nierozbudzonych żywiołów tych ducha,
Co wypełniają otchłanie bezdenne
I są jak wulkan, co grozi i bucha.
Słyszałam zorzy mdlejącej hejnały...
Słyszałam, jak się powój zwijał biały,
Jako pękają róż pączki dziewicze,
Jak głos dziecięcia wyrazy pacierza
Za siwym dziadkiem o kuli powtarza,
Jak w niebo płomień młodości uderza,
Jako sny tkają prządki tajemnicze.
Słyszałam skargę tych grobów cmentarza,
Gdzie bezimiennych bólów krzyż zatknięto,
I noc, skrzydłami cicho rozciągniętą
Nad światem, palec na ustach kładącą
I o jutrzenkach przebudzenia śniącą —
Jako przez czary zaklęta królowa...
Poznałam, że to nasza była mowa!

Lecz kiedym ciebie, o Polko, słyszała,
Siostro płaczącej brzozy tej, co biała
Na grobach stoi — ciebie, której głowy
Strzeże swym cieniem las stary, dębowy,
Co może jeszcze dni Piasta pamięta
I szumi jakby rzecz żywa i święta;
Ciebie, co kładziesz dziecinkę jedyną
W białą kolebkę, pachnącą lipiną;
Ciebie, coś wzrosła na pól naszych chlebie,
Co w jasne włosy zaplatasz róż kwiaty,
Na słonku naszem rozkwitnione — ciebie,
Na którą w pocie pracują te chaty,
Która się poisz zdrojami, co trysły
U źródeł Warty i Wilji i Wisły,
Gdym usłyszała ciebie, siostro, która
Musisz też skrzydeł swych rozwijać pióra
W tę nocną ciszę i także mieć ducha,
Co uniesiony jest ku niej — i słucha: