Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 125.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Anioły białe, w noc wieczną strącone,
Gubią z nad czoła promienną koronę...
Całej ludzkości pragnienia i winy
Wrą naokoło straszliwym wybuchem...
Ach! weź mnie z sobą i unieś w wyżyny!...
Jakże mi smutno, że nie jestem duchem!

Pójdź, na twych piersiach utul moje skronie
I mów mi słowa anielskie, najcichsze...
Cóż nam do ziemi?... Niech wre i niech płonie
W żądz skwarnym wichrze!
Ja — niech tak z tobą na zawsze zostanę
I niech nad nami gwiazdy zadumane
Mgliste zasłony rozpostrą w milczeniu,
Nieskończoności unosząc nas ruchem...
Pójdź!... Czemu bledniesz i drżysz, mój promieniu?...
Ach! jak mi smutno, że nie jestem duchem!

O ziemio, praw swych mścicielko! O ziemio,
Która na duchach kładziesz swoje piętno
I szorstką dłonią budzisz tych, co drzemią
W noc cichą i beznamiętną...
I do ust, choćby je najświętsze słowo
Zwarło pieczęcią swoją rubinową,
Podajesz czarę ognia i płomieni
I sen odpędzasz jakiemś wrzeniem głuchem...
O ziemio, puść mnie do światła z twych cieni!...
Ach! jak mi smutno, że nie jestem duchem!