Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 074.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aż ujdziesz, jako strumień, w oceanu wody,
W pieśnię przyrody.



II.

Widziałam pieśni, jak wiosenne kwiaty
Wonne, a lekkie — jak motyl skrzydlaty,
A takie jasne, jako błękit nieba.
Śpiewały miłość, jak trubadur blady,
I dziwne, straszne prawiły ballady,
Którym słuchaczów przerażonych trzeba.
A gdy Czas przyszedł i z ranną je rosą,
Jak nikły potraw na łąkach, ściął kosą,
Rozwiały zapach, lecz nie dały chleba.

Widziałam pieśni, co jak płaczki białe,
Stały na grobach, zamknąwszy ich chwałę
W pierś przeźroczystą, łamiąc z żalu ręce...
A gdzie wiek zgasły rozwiał swoje szczątki,
Jak Rut, schylone, zgarniały pamiątki
Kłosów, mijanych przez śpieszące żeńce...
A gdy Czas przyszedł i otwierał groby,
Rzekł: »Jakże wiele próżnej tu żałoby!
I jakże zeschłe są te wasze wieńce!«

Widziałam pieśni, co jak niewolnice,
Szły za rydwanem wieku, strojąc lice
W uśmiech ponętny dla oka Cezara...
Lecące chwile tchem swym je żywiły,
Z bieżących zdrojów czerpały swe siły,
I nieraz pustą bywała ich czara...
A gdy Czas przyszedł i rozdzielał sławę,
Rzekł: »Wy, zaklęte w przydrożną kurzawę,
Po pierwszej burzy znikniecie, jak mara!«

Widziałam pieśni, co, jak cherub z mieczem,
Stanęły w ogniach przed sercem człowieczem,