Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 035.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znam już z pamięci...
Tęskno mi! — Hej, pociąga dal sina, nieznana,
Wabi i nęci!



II. NA DUNAJCU.

Wąziutkie nasze łodzie, przepięte łańcuchem[1],
Lekko mkną po Dunajcu sennym jakimś ruchem
I tak modrawą falę przecinają gładko,
Jakby ptastwa wodnego żeglujące stadko...
Z lewej i prawej strony dwie ściany skaliste
Wyciągają się ku nam w cienie długie, mgliste,
A Dunajec drga lekko w migotliwe skręty,
Sunąc, jako wąż w trawie piersiami wygięty.
Wiosło uderza miękko, niby pieszczotliwie,
A człowiek ledwo wierzy, że na ziemi żywie,
Bo świat tam, z drugiej strony, do skał gdzieś przyparty,
A widok tylko w niebo błękitne otwarty.

Lecz fala w węższy parów głębiej się już wkrawa,
Aż na skrytym niedźwiedziu[2] nagle dęba stawa,
Ciska pianę, jak rumak wstrzymany wędzidłem,
I jako górski orzeł, skałę bije skrzydłem
I jak tur, wściekłem czołem dno przepaści bodzie
I z stromych barków gniewnie zrzuca nasze łodzie
I w kółko się okręca i zżyma i krztusi...
Ejże! zwróci się w biegu i niedźwiedzia zdusi! —

Lecz patrz! góry cofnęły swe kamienne czoła...
Zaśmiała się nad brzegiem góralka wesoła

  1. Do najmilszych wspomnień gości szczawnickich należy pełna wrażeń i wzruszeń przeprawa przez Pieniny Dunajcem na łodziach, a raczej czółnach z jednej kłody drzewa, spiętych parami zapomocą łańcuchów.
  2. »Niedźwiedziem« nazywają górale stoczony w wodę odłam skały (P. a.).