Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 364.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— «Co? — wrzaśnie Żdżara — a nie wisi u mnie
Nad szafą pismo Ojców bernardynów,
Oprawne za szkłem, co je sobie w trumnie
Dam zamknąć (jużem tak poprzysiągł synów,
A zaś dębowa trumna stoi w gumnie),
Jako rozgrzeszon jestem z wszelkich czynów,
Coby mi drogę grodziły do nieba?
A w czyścu — tylko pół dnia mi być trzeba.

Za to — co będę skrywał? — żem z tych gruszy
Łońskiego roku nie dał dziesięciny,
A konwent rado ulęgałki suszy
W barszcz, na suchedni. Więc mnie bernardyny,
A raczej gwardjan — obciążył na duszy,
Iż muszę w czyścu pół dnia z tej przyczyny
Być. Ale mogęumierać z otuchą,
Bo mszę odprawi sam. Przyrzekł na ucho».—

Tu parsknie Magier: — «To co? Tu jest morze,
A Waścin papier w łomżyńskim zaścianku!
Więc cóż tu waści świadectwo pomoże,
Przy tym gromnicznym, śmiertelnym kaganku?
Waść w niebo, a tu święty Piotr: — «Otworzę,
Jak mi świadectwo przyniesiesz, kochanku!» —
Tak Waść z powrotem, iż to tam nie żarty,
Na okręt, a tu — hola, bez szyfkarty!

— Ha! Ha! Ha!» — śmiał się. Lecz Żdżara doskoczył,
Za gardziel chwycił go i trząsł jak gruszą,
Że czapa spadła i łeb się zatoczył,
Sam zasię Magier prawie rzygnął duszą.
Rzęży... Lecz Żdżara żółcią tak się zmroczył,
Że byłby zdusił. Więc ludzie się ruszą,
Rozerwą garście, aż w tej batalii
W jednej szmat płaszcza — a w drugiej — delii.
.................