A miałbyś czysty duch onego czasu,
To i głos Boga posłyszałbyś z lasu!
...............
Tymczasem młodzi w gaj wpadli, hukając,
Krzycząc, jak gdyby szła naganka sznura.
U nas z pod krzaków niejeden by zając
Smyrnął, niejedna śmignęła wiewióra;
Tu — nic. Aliści naleźli, szukając,
Jakiegoś gada czyli to jaszczura,
Któren był w żywe kolory pisany,
Jeżył grzbiet w zadry[1], sykał i pluł piany.
Wzięły go dzieci na wić, ciągnąc w piasku.
Za gajem, jakby świat zalało słońce,
Tak się topiły w złocistym oblasku
Pola kukurydz, by wojsko stojące;
Strczą bagnety, kask świeci przy kasku,
Złoto-zielonych kolb miga tysiące,
Linja za linją i rota za rotą...
Tak my wsiąknęli w zieloność tę złotą.
Gruchnęły śmiechy radosne i młode,
Płosząc motyle wielkie, krasne ptaki.
Te miały w sobie tak jasną urodę,
Że niczem szczygły, niczem gile, szpaki.
Brnęły w kukurudz dzieci, jak we wodę,
Tylko za niemi chwieją się te szlaki[2],
Jak za pławcami[3], kiedy idąc ławą,
Rozgarną rzekę na lewo, na prawo.
Ale gospodarz przyzostał się wtyle
I tam mi rzecze: — «Tu rudy są miedzi.
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 318.jpg
Wygląd
Ta strona została przepisana.