Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 304.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Więc tak się stało, że my to, nędzarze,
Nie miawszy w sakwach nic, nawet okrucha
Czarnego chleba, przynieśli w podarze
Karmię dla serca, posiłek dla ducha...
Upragłym wzrokiem patrzają włodarze
Ziem dobrych, sroga pali ich posucha,
A onże Łazarz palec w rosach macza
I puszcza krople na język Bogacza.
...............

Lecz Kos, stanąwszy w pośrodku, na ćwierci,
Co nią mierzają podjezdkom obroki,
Pociąga nosem wiatr, a okiem wierci
Opałki, niecki, węzełki, tłumoki.
Aż krzyknie: — «Ratuj mnie od głodnej śmierci,
Patronie święty! A toćby tu boki
Godnie wyłożyć było czem, że — rety!» —
Tak się rzuciły do wozów kobiety.

Wmig zabielały gomółki, twarogi:
Rzęsiste[1] bochny, słoniny okrajce,
Wnetże kiełbasy w wiankach, wnet pierogi,
Wnet butle z mlekiem, warzone wnet jajce...
Puszczą się nasi, uczynią gwałt srogi
Skroś onych jadeł, co właśnie, jak w bajce,
Aboli we śnie, tak nam się jawiły,
Iżby lud zaczuł w kościach nowej siły.

Ale Żurawa oburącz przed siebie
Wziął krągły bochen, do piersi przycisnął,
Podniósł źrenice i rzekł: — «Miły chlebie,
Któryś nam tutaj pociechą wybłysnął,
Jak owo słonko wiośniane na niebie,
Bądź-że pozdrowion!» — A tu się zachłysnął
Ślozami, które chciał utłumić w sobie...
Aż w takim dalej powiadał sposobie:

  1. Rzęsisty — gruby, pękaty.