Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 187.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Aż świśnie topór, huknie, jak grom bije...
Kwietnych plątańców[1] pękają wnet sznury,
Małpy z gałęzi skaczą z dzikim wrzaskiem,
Z gniazd ptactwo leci, siejące piór blaskiem.

Nie gonion z kniei, od jak stało świata,
Zwierz wstał, zawęszył, okiem toczy, prycha,
Po trzykroć leż swą koliskiem oblata,
Zadarłszy chwosta, i ziemny wiatr wdycha.
Drgnął, stanął; pędzi, gdzie trzcin gęsta krata,
Ogromnem cielskiem w moczary się wpycha;
Trzeszczą łamane trzciny, bagno plucha,
Zwierz chrapy podniósł rozwarte i słucha.

Lecz topór huczy, jak działo armatnie.
— Bij! Pal! — Odwiecznej drżą fortecy mury...
Co ostrze z jękiem ugodzi i zatnie,
To chłop odjęknie i pojrzy do góry...
Aż siły z siebie dobywszy ostatnie,
Rąbnie! Jak granat pień pękł. Lecą wióry,
Błyskają, rażą, by drzazgi z kartacza...
Tak Mazur srogą bitwę z puszczą stacza.

A był w tej wojnie pęd taki i siła
Co i za bębny stał i za komendę.
Bo tam z toporem razem dusza biła,
Sama siekiera grzmiała tam: «Zdobędę!»
Bo nie wodzowi, co pułki posyła,
Lecz sobie naród zdobywał tam grzędę,
Na której róść miał. Więc duch bił z tej mocy,
Wyrębującej się na jutrznię — z nocy.

Dziś jeszcze, jeszcze teraz ucho słyszy
Muzykę siekier i toporów ową...

  1. Plątańców — liany: zob. str. 174, 2.