I w pozad runą. Aż wsparci o płoty
Nuż się oglądać za bronią jakową.
Chwycił kół jeden. Nuż za nim w te loty
Rwać koły insi... Oj, byliby zdrowo
Przetrzepli baby! Wtem strażnik ze smyczy
Puści brytany i — «Huź go!» — zakrzyczy.
Rzucą się psiska, jak biesy zajadłe,
Z warkiem, skowytem, z pianami u pyska,
Na piersi skaczą, tarmoszą po sadle,
Rwą łydki, Niemcom targają pludrzyska...
Chwycą się baby gromadą, jak trznadle,
Uciekać, gdy je kot spłoszy z śmietniska,
Ciskają miotły, skorupy i grabie...
Tak się skończyły batalje te babie.
...................
Opacz, tymczasem pod boki podparty,
Jadł, pił za piąci i cygar swój kurzył.
Umarł kto? Dalej ów mazać dług z karty,
Iż się to, było, każdemu zadłużył.
Więc krzyż, i amen[1], i dość. A że warty
Przy chorych strażnik czyniący się znużył,
Obrał się Opacz patronem nad kotłem,
Gęsto murzynów sięgając pomiotłem.
Dopieroż to się zaczęły reduty[2]
Na tem szafarstwie i różna intrata![3]
Zrzucił chłop trzosa, tak żywot miał suty,
Kiep szlachcic przy nim, kiep przy nim brat łata![4]
Już czuba sadłem smaruje, już buty,
Już ledwochodem, by dynia brzuchata,
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 155.jpg
Ta strona została przepisana.