Po nocach, wskroś tych wielkich borów głuszy,
Nasze wioskowe, zielone mogiły[1],
Te brzozy białe, co wiatr gdy je ruszy,
Z szeptem liść trzęsą i wierzch gną pochyły,
Tak sypiąc rosą, jak łzami szczeremi
Na kości, co tam w święconej śpią ziemi.
I tak mi w oczach, jak mara niezbyta,
Sunął mój pochów z światłami i z cechem...
Tu furczy bracka chorągiew rozwita,
Tu dzwon żałosnem oblata świat echem,
Tu mi zię kłania szumiący łan żyta,
Tu mnie ksiądz kropi, bym nie szedł precz z grzechem,
Tu organista, chrząknąwszy, zaczyna
Statecznym basem piać: Salve Regina...
Z wzdychaniem lecą krewniaków pacierze,
Pod dom mi wieczny kopią fundamenty,
A ja tu w trumnie nadobnie se leżę,
Wąsa zjeżywszy na one lamenty.
Tak idę w ziemię w ojcowej tej wierze,
A gdy nad głową i krzyż mam zatknięty,
Do dnia sądnego spać mogę tak pięknie,
Czekając, aż ten grób nade mną pęknie.
...................
I dziw! Gdy tyle poległo tam siły
Dobrej i tyle jarego żywota,
Horodziej przetrwał! Pień stary, pochyły,
Co dawno czarne skrzypiały nań wrota[2].
A kiedy młodym pomocne nie były
Targi ze śmiercią żadne, ani wota[3],
Ten ostro trzymał się, berlicą pukał,
I na lud, iż dał górę złemu — fukał.
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 151.jpg
Ta strona została przepisana.