Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 145.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Takie więc było ostatnie jej słowo...
Oczyma tylko po twarzach nam wodzi,
Wie, czuje, słyszy, poruszy tą głową,
Ale ją cichość śmiertelna już grodzi...
Nagle się w czole zamarszczy surowo,
Dwie łzy ukanie[1] zimne, i tak schodzi
W zadumie z świata, nieporatowana,
W dziewczęctwie białem, mężowi nie dana.
..................

Przeciw ty komu walczysz, Panie! Panie!
Przeciw tej parze, co znika obłokiem?
Przeciw listkowi, co padł, a nie wstanie?...
Źdźbło suche gonisz zapalczywem okiem?...
Któż więc nad nami ma mieć zmiłowanie,
Kiedy ty, ociec, dociskasz wyrokiem!
Jakoż więc mamy żyć, jak mamy dyszeć,
Kiedy ty, ociec, nie będziesz chciał słyszeć!...
...................

Nie dałem dziewki grześć w te długie rowy,
Które tam zaraz kopacze czynili —
Iż jak się nacznie czas taki morowy,
To ludzi strzęsie, by maku z badyli —
Ale jej wianek zwinąwszy u głowy,
Poniosłem het precz sam, nim się spatrzyli,
I takem ziemi dał ją i pochował...
Bom twardo oną niebogę miłował.

Trzeciegom dnia się powrócił o mroku,
Wyschły, jakgdyby po ciężkiej chorobie.
Ni łzy, ni mowy jakiej, tylko w oku
Srogość, co drugim nie dawa, ni sobie.
Krzyk za zębami, pięść ścisła przy boku,
Skóra sczerniała na mnie, jak na Jobie,

  1. Ukanąć (gw.) — ukapnąć, uronić.