Tłoczy, aż ostrym oddała dech swędem...
Wtedy siadł i po chłopach pojrzał rzędem.
Milczeli. Wreszcie zagadał Szaława:
— «Mądrze, bo mądrze gadacie, mój kumie!
Jak z książki. Ale nie chłopska to sprawa!
Co mi po całym tym kramie i szumie,
Kiej ani słomy, ni ziarna nie dawa?
Na jednej książce chłop niech się rozumie:
Na roli! I dość! Ja znam swoje pole,
A rabin — dobry jest w żydowskiej szkole».
— «Rabin? — zakrzyknie Łuka — Ja z rabina
Kpię, jak i z tego parciarza Chaima...
Kupił raz rzepak u mnie Chajm Drabina,
Ja mierzę, a ten — halt! Że ćwierć nie trzyma[1]...
«Nie trzyma? — rzekę. — Niech leży!» — A glina
Świeża w klepisku była. Idzie zima,
Nic. Żyd po rzepak, a tu kożuch[2] na nim...
Tak do rabina»... — «Co z takiem gadaniem! —
Przerwie Hnat Józef — Nie o tem tu rada,
Ino, cobyśma na jedno się zdali!
Chłop ci nie siła, a siła — gromada!» —
Wtem Ćwiroń: — «Cie go![3] Podwójcim obrali,
Sołtysem, że tak od gromady gada? —
Ujął się w boki — Dość mam tych mądrali!
Co mnie tu próżno siedzieć za niewola?...
Od siebie rajcuj, a ode mnie — hola!»
— «Racja! — Mazury wrzasną, aż zachrzęści
W uchu — Co próżno będziewa czekali?
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 124.jpg
Wygląd
Ta strona została przepisana.