Hejnał![1] Hej, nie ten, którym w Częstochowie
Jutrzenkę z wieży witają zaranną,
Gdy w bławatkowych gwiazd wieńcu na głowie
Idzie, sypiąca z rąk blaskiem, jak manną.
Trąba to raczej, którą aniołowie
Dzień sądu straszną otrąbią hozanną,
Na cztery świata wołając rozłogi:
...«Żywi! Umarli!... Wstawajcie na nogi!»...
Zrywa się tabor. Widziałem raz w kramie
Obraz[2] i długo patrzyłem nań z proga:
Żołnierstwo jakieś, przy miejskiej się bramie
Kąpa na rzece. Wtem bębny i trwoga.
Jakże się chwycą!... Tu pleco, tam ramię,
Tu ud, tam ręka, tu głowa, tam noga,
Za broń, za szmaty, za tarcze, postoły,
Ten oklep na koń skacze, choć je goły...
A taka ci w tem sprawa, takie życie,
Jakbyś krzyk słyszał i szczęk i wołanie,
I onych pulsów i żył widział bicie
I tchów tych prędkość i koni parskanie...
Toż i my tak się porwali o świcie,
Patrząc, rychłoli u bramy los stanie
I krzyknie: «Straża!» A ty się do boju
Czuj, wędrowniku, i nie śpij w spokoju!
A świat był oczom cudny. One wrota
Puszczyńskie, w zorzach przed nami stojące,
Jako więc brama czyniły się złota,
Kiedy je przetwarł wiatr bystry na słońce.