Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 113.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I znowu: — «Stasiek!»... — A głos był wnętrzności
Rodzących i szedł mrozem między kości.

Jak w podniesienie, tak cichość powiała,
A ona, sercem bijąca w tej ciszy
Zaklaśnie w ręce, ku ziemi się cała
Przychyli... — «Słyszy!... — zaszepta — On słyszy!
Skróś ziemi słyszy matkę! Bogu chwała!
Oddycha jeszcze... żyw jest... jeszcze dyszy»
Wtem się zaniesie: — «Na Chrystusa rany,
Ratujcie!... Syn mój!... Żywcem pogrzebany!»...

Padła. Jak kiedy wiatr zmiesza obłoki,
Bystremi pióry lecący po niebie,
Tak mi się w oczach świat zmienił szeroki,
I takem nic mógł odnaleźć sam siebie.
W błyskach i w kirach ciężkiemi tam kroki
Odszedłem, matko nieszczęsna, od ciebie,
A serce moje sczerniało w tej chmurze,
I miałem w gardle krzyk przeciw naturze.


III.


Już góry, jakby nocy czyniąc przyjście,
Odstały od nas w przeciwne dwie strony,
Grunt upuszczając za sobą faliście,
W głębokie jary i w górne wygony;
Już zaszumiały ogromnych drzew liście,
Któremi świat tu z naczęcia sadzony,
I świeżość nagłym obdała nas chłodem.
— «Pinheiro!»[1] — krzyknął tłumacz, skoczył przodem,

  1. Pinheiro — dawniej pałac letni cesarza Dom Pedra II, wtedy stacja emigracyjna, leży w górach nad rzeką Parahybą