Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 086.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie chce on rąbać cielska, co już leży,
Gruchotać kości i wyrzynać mięso.
Aż wtem mu twarda szczeć na łbie się zjeży.
Szczęki kielcami ku sobie zatrzęsą,
Podniesie pałki i raz jeszcze zmierzy
W odciętą głowę, co białą się rzęsą
Ruszać zdawała... Ugodził ją wściekły...
Spojrzałem, z martwych oczu łzy pociekły.

Cały dzień przeszedł na głośnej ochocie
I na swawoli szyprów, którzy różne
Psoty czynili tej świeżej hołocie,
Co pierwsze myto płaciła podróżne.
Pompa tam była do nocy w robocie...
Lecą skorupy z misek, butle próżne,
Kto frajer, dalej lać go bez pamięci!
Tak to się w onych krajach równik święci.
................

Ranek się czynił perłowy, a siny
Od mgły, co rąbkiem po morzu się kładła,
Aż w nią uderzy z złocistej szczeliny
Słońce i modre rozkryje zwierciadła.
A tu już po nich igrają delfiny,
Przyjazne ludziom i statkom dziwadła,
Których na wiele tysięcy ta woda;
Znak to, że będzie bezpieczna pogoda.

Jest ten zwierz krągły, jakoby wrzeciono,
W łusce nie chadza, choć do ryb się liczy,
Pławy ma bystre, i z głową wzniesioną,
Chwastem skry krzesząc, ugania zdobyczy.
A ten ma w sobie dziw, iż wodę słoną
Nozdrzem wytryska, nakształt szklanych biczy,
Wesoło grając po bokach korabia,
Gdzie letki obłów kupami go zwabia.

<references>