Strona:PL Ludzie i pomniki (Hollender) 42.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wznoszący się wysoko w samowładnej pozie,
w glorji próśb, spojrzeń, żądań, w lamp apoteozie.
Oni — stałych bywalców chronią przed przeciągiem,
na falach kaw i luster trwają jak posągi
nad morzem imion, nudy, katastrof i zdarzeń.

Tu lśnią lustra magiczne i lśnią w lustrach twarze.
Odbity, martwo senny, nieznany świat trzeci
tafla tafli podaje błyszczącej naprzeciw,
tajemnice tak straszne, że twarz kryją ręce,
bo oczy widzą w głębi miljardy — i więcej
pustych twarzy i twarzy. A odbita marność
ucieka w przestrzeń długą, prawie planetarną.
Tylko z błyszczących luster sens wyziera nagi,
a w dymie i w spojrzeniach wielki patos Blagi
pod dalekim sufitem nabrzmiewa i rośnie.

I tutaj nas bóg nudy chłoszcze bezlitośnie.
Tu nas senność zwycięża bezduszna i ckliwa.
Wleczemy się. Będziemy trwać i wyczekiwać
w dymach pozornie górnych, jasnych i podniebnych.
Tylko tym krajom dymów jesteśmy potrzebni,
my — bywalcy, dostojni, olbrzymi i święci,
konsumenci półczarnej, dymu producenci,
których duszność umęcza, a powietrze szkodzi,
których może pochłonie dzień ludzkich narodzin.



Utoń, ciało wygodnie w pluszowej kanapie.
Tu narodzą się myśli. Stąd wyjdą na papier
czarnemi kolumnami nadzieją się łudzić.
Nie przyjmą ich. Nie trzeba tych słów owym ludziom.
Za kawiarnią krokami rozmawiają bruki.
A ty myśl nad potrzebą niepotrzebnej sztuki,
zakłamuj się poczuciem niezdobytej siły.
Nikomu się te słowa nie będą modliły.