Strona:PL Ludzie i pomniki (Hollender) 14.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a nad miastem Twój portret niesiono na drągu
wysoko nad jedwabne, przerażone panie:
Uwierzyliśmy wszyscy — że tak już zostanie.

Pozostały. Na długo: portrety na ścianach
mieszczańskich naszych mieszkań. Jest coś w tych mieszkaniach.
Jest cenny proch, choć skrzętnie prochy się tu ściera,
wiew śmierci, chociaż rzadko się tutaj umiera,
są fotele, drobiazgi, zakątki wygodne,
półeczki...
Na półeczce, w swych wymiętych spodniach
groziłeś całej Polsce spod brwi nasuniętych:
figurka, wieszcz, bohater, i mieszczański święty.
Schylały się przed Tobą zatroskane głowy,
a Ty trwałeś — szlachecki, pański, mohortowy,
prawie herb na banknotach, plakatach i znakach,
zgarbiony, znany wszystkim z obrazu Kossaka,
z dłońmi na głowni szabli, o zgarbionych barkach,
żyłeś — Jaśnie Wielmożny na polskim folwarku.
Człowiek — symbol — samotność — powaga — i męka.
Opadała na Ciebie podnoszona ręka,
chodziliśmy bez woli, mniejsi — bo potomni;
już za życia spiżowy patrzył na nas pomnik.
I nikt odtąd z nas żywych tam się już nie przedarł:
był rząd, stała Polska i stał sam — Belweder,
gdy mijałeś jak wszystko, samotny i stary...
jak symbol już za życia umarłej ofiary.

Czy umarłeś?... — Nie, tylko odszedłeś którędyś,
napewno sam widziałeś żałobne obrzędy,
z taką samą na ustach szlachecką pogardą
nakryłeś się wawelską kryptą Leonarda,
gdy tam szły krzepko pułki, warczały armaty,
snuły się światła, cienie, sypały się kwiaty,
pogrzeb trząsł całą Polską od krańca po kraniec,
nie tylko czarne klechy klepały różaniec,
nie tylko twoje pułki dudniły za trumną...