Strona:PL Ludzie i pomniki (Hollender) 11.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z ludźmi, wiecznie nieufny, nie rozmawiam szczerze,
nazbyt rzadko dopuszczam „racje obcych stron“...
Któż potrafi inaczej, kto sam bodaj wierzy,
zawsze zostanę sobie — „ja“ i każdy „on“.

Miłuję mego kraju biedną monotonję,
śmieszność jak dym zamykam w klamry słów i w wiersz,
a gardzę — nie żem inny, lecz słaby jak oni,
że się spalam, gdy wiecznie odgaduję śmierć.

Lecz nie lękam się chwili, która mnie przywali,
by świat we mnie zatrzymać i odciąć od dat,
bo pochwalam zniszczenie, ogień, który pali,
abym nie mógł nic wiedzieć, gdy odgadnę świat.

Chcę jeszcze zaznać pełni, brzęku pszczół, rozkoszy,
gdy szumi we mnie słodko wszystkich przodków krew,
szlachty, mieszczan, włóczęgów, gdy ciężko podnoszę
oczy w sufit niebiosów, załamując brew.

Wierzę w śmieszność zamierzeń, na maszyny patrzę
jak na zwierzęta, które także zgryzie rdza,
nie przeszkadzam, panowie, — na waszym teatrze
nie przemówię ze sceny — popatrzcie — to ja!

Co się stanie — mnie, wierzcie, nie zależy na tem,
to nieważne i nigdy nie przejmę się tem...
Dajcie dziecku niewiary pogodzić się z światem.
— Wszystko jest — snem.