Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 223.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bywał lepszy? — z uśmiechem zauważył Traddles. — Oto cytryny, cukier, esencja i woda: w imię dobra ogółu pokaż pan swą sztukę.
I podsuwał mu tacę, a biedak bezmyślnie wziął do ręki cytrynę i łyżeczkę, aby się zająć swoją specjalnością.
Lecz zaledwie zaczął tę pracę, nerwowym ruchem złożył znów wszystko na tacy, odsunął ją, wstał z krzesła, wyjął mokrą chustkę i, zasłaniając twarz, wybuchnął płaczem.
— Panie Micawber — rzekłem, biorąc go za ręce — jesteś pośród przyjaciół.
— Pośród przyjaciół! — wybuchnął gwałtownie. — Właśnie dlatego, żem pośród przyjaciół, nie mogę dłużej! To nad ludzkie siły! Nie chcę być zdrajcą, oszustem, złodziejem, — nie! Niechaj dzieci moje umrą z głodu, ja nie będę wspólnikiem i narzędziem pana Heepa!
Babka klasnęła w dłonie, wszystkie oczy spoczęły na zmienionej twarzy biedaka, na której malowało się postanowienie.
— Walka skończona! — zaczął znowu pan Micawber, potrząsając swą mokrą chustką. — Tak dłużej być nie może. Życie mi obrzydło i pragnąłem śmierci, aby ujść ze szponów łotra. Ale dziś nie! Chcę żyć i zdeptać go nogami! Zapłacić mu za wszystko, com wycierpiał. Za moją żonę i za moje dzieci, za ten brud, którym powalał mi ręce, że już nie śmiem uścisnąć dłoni uczciwych przyjaciół!
Nie widziałem go nigdy w takiem uniesieniu i nadaremnie usiłowałem uspokoić. Odsunął moją rękę, mówiąc coraz głośniej.
— Od tej chwili, przysięgam, nikomu nie podam ręki, dopóki nie rozetnę nią na dziesięć części tej podłej, jadowitej i zdradzieckiej żmii, Urji Heepa! Nie przyjmę gościnności i nie spocznę pod uczciwym dachem przyjaciół, póki nie zburzę tej jaskini zbója, w której kryje się kłamstwo i zdrada! I nie skosztuję żadnej przyjemności życia,