Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 178.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Aha, wiem. To ten chłopiec. Niedołęga. Gdzieżeś go u licha, wygrzebał?
Stanąłem gorąco w obronie Traddlesa, Steerforth parę razy ziewnął, spytał, czy nie mam wina, napił się czarnej kawy, lecz nie został na wieczór, bo się z kimś umówił. Zapowiedział mi tylko, że mię zabierze do matki na ostatnie dni pożegnania, gdyż w mojem towarzystwie będzie mu weselej w domu.
— Z mamą nie mam o czem rozmawiać — zwierzył mi się. — Zanadto mię kocha, wszystkiego się lęka i zawsze gotowa do płaczu. Przydasz mi się bardzo, Fiołku.
Było mi trochę dziwnie, ale nie śmiałem odmówić. Przestrogi Ani tkwiły mi w pamięci, lecz kochałem Steerfortha i nawet wyrzucałem sobie, że sądzę go w ukryciu. Próbowałem nawet rozmawiać poważnie, tylko bez powodzenia; Steerforth ziewał i zaczynał o czem innem.
To się zmieni — myślałem. On taki rozumny. Powróci z zagranicy dojrzałym człowiekiem. Cóż mu zarzucić mogę? Że się bawi? Jest młody, piękny, wesoły, bogaty, używa życia. Tak go wychowali.
Nie wiem, czy z powodu tych uczuć i myśli żegnałem go z dziwnie bolesnem uczuciem. Ścisnęło mi się serce i łzy miałem w oczach, jakgdybym miał go więcej nie zobaczyć. Zdawało mi się, że on także był wzruszony, chociaż nie chciał tego okazać.
Po wyjeździe Steerfortha czułem się znowu samotny, Traddles mi nie wystarczał, do czegoś tęskniłem, kogoś mi brakowało, może Ani. Pisałem do niej listy długie i serdeczne, lecz to nie zastępowało mi rozmowy.
Któregoś dnia pan Spenlow, rejent, pod którego kierunkiem pracowałem, zaprosił mię do siebie na niedzielę. Miał podmiejską willę w ładnej okolicy, więc pojechałem chętnie, tembardziej, iż było to pewne wyróżnienie. W drodze opowiadał mi o swojej córce, która nie miała matki, więc