zdaje się być uczciwym człowiekiem i, jeżeli będę dla niego dobrą żoną, to powinno mi być dobrze.
Przed domkiem wuja Dana powitali nas wszyscy tak jak dawniej i wszystko wydawało mi się równie piękne, choć jakby się jeszcze zmniejszyło.
Zato Emilka urosła i wuj Dan powiedział, że niedługo będzie z niej żona dla Chama.
W izdebce było gwarno i wesoło, swobodnie i serdecznie, chociaż od czasu do czasu ściskało mi się serce jakiemś bolesnem wspomnieniem. Wszystko je nasuwało: rozmowa o szkole, do której nie powrócę, i o domu, do którego wolałbym nie wracać.
Zasnąłem jednak słodko na małem łóżeczku w swojej maleńkiej kajutce, a nazajutrz pobiegłem zwiedzać znane miejsca. Żałowałem jedynie, iż Emilka nie mogła być ze mną, gdyż chodzi teraz do szkoły.
Przed samym wieczorem zjawił się pan Barkis, przyniósł jakiś węzełek i położył go pod ścianą na kuferku. Pozostał dosyć długo, a gdy się oddalił, spostrzegliśmy, że zostawił swoją paczkę. Cham pobiegł za nim, ale odniósł ją nam zpowrotem, ponieważ była dla Peggotty. Znaleźliśmy w niej pomarańcze.
Odtąd Barkis przychodził codzień przed wieczorem i codzień w ten sam sposób zostawiał dla Peggotty podarunek. Były to zawsze bardzo smaczne rzeczy: wianki fig, jabłka, szynka, to znów dla odmiany domino w pudełku lub kanarki z klatką.
Pewnego dnia powiedziała nam pani Gummidge, że Peggotty na cały dzień pojedzie z panem Barkisem na wycieczkę i zabiorą mnie i Emilkę.
Radość była ogromna. Barkis zajechał wcześnie, ale nie czekał długo. Pośpiesznie zajęliśmy swoje miejsca w powozie i nie mogliśmy się doczekać, żeby wyruszyć w drogę.
Dzień był ciepły, pogodny i oboje z Emilką cieszyliśmy
Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 099.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.