Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko sama? Ciasto? Wszelkie pieczenie?
— Peggotty? Doskonałe.
I podałem mu drugie ciastko.
Obejrzał je uważnie i zjadł tak, jak pierwsze, a po chwili zapytał:
— Pan będzie pisał do niej?
— Rozumie się. Do Peggotty? Naturalnie.
— Kiedy pan będzie pisał, to może też pan nie zapomni dodać ode mnie, że Barkis (to moje imię), Barkis jest gotów.
— I co więcej? — spytałem po chwili czekania.
— Nic. Barkis jest gotów. Niech pan nie zapomni.
— Nie zapomnę, ale nic więcej?
— Nie trzeba.
Niewiele rozmawialiśmy w ciągu drogi, konik stąpał bez pośpiechu, wkońcu jednak znaleźliśmy się na miejscu.
Barkis objechał wkoło podwórze pocztowe, żeby lepiej zawrócić, i złożył moje rzeczy obok wielu innych, które miały widocznie takie same przeznaczenie. Jakaś kobieta wyjrzała przez okno i spytała, czy przyjechał pan Copperfield z Blunderstone.
Ogromnie się zdziwiłem, że o mnie wiedziała, ale zaraz odpowiedziałem, że jestem. Wtedy zawołała dużego chłopca, Wiljama, kazała mię zaprowadzić do bufetu i podać mi obiad.
Wiljam mię zaprowadził do obszernego, niebardzo widnego pokoju, gdzie na ścianach wisiały wielkie mapy, i zaczął nakrywać do stołu, rzucając na mnie ukośne spojrzenia. Kładł nakrycie mocno, głośno i gwałtownie, że zdawało mi się, iż musi być zły na mnie, choć nie wiedziałem o co. Usiadłem przy drzwiach na rogu krzesełka, bardzo nieśmiało. Serce mi biło mocno i co chwila robiło mi się gorąco.
Wreszcie Wiljam postawił krzesło, jakby je chciał roztrzaskać w kawałki i odwrócił się do mnie z ukłonem.
— Proszę, panie Olbrzymie — rzekł uprzejmie. — Obiad na stole.
Przybliżyłem się, czułem, że siadam niezgrabnie, że źle