Ta strona została skorygowana.
Na łożu śmierci.
(OBRAZEK WIEJSKI.)
(Dokończenie.)
— Potem, ciągnął dalej chory... potem... zabójca przepadł jak kamień w wodę, nie pomogły komisye ani śledztwa... żadnego śladu nawet nie odkryto. Pochowano zamordowanego, ona opłakiwała go przez pół roku, nareszcie widząc ojca w zupełnej ruinie, w nędzy, w opuszczeniu ostatniem — wyszła za mnie. Doszedłem nareszcie do celu, miałem to czegom pragnął, ale nie znalazłem ani spokoju ani szczęścia. Zawsze pomiędzy nią a mną staje cień jakiś, i już widzę ten cień, patrzę na niego — zdaje się że rękami go chwytam — a czasem to ten cień znowuż przysuwa się do mnie niby chcąc mnie za gardło pochwycić — czasem grozi —