Strona:PL K Junosza Na łożu śmierci from Rola Y1885 No30 page356 part1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wstążka... prawda... z rany to tak płynie, płynie, akby kto wstążkę wysnuwał, aż wypłynie, aż się wysnuje jwszystko — a potem... potem... ty już mi przez dwadzieścia dwa lata tę wstążkę przed oczami snujesz... przez dwadzieścia dwa lata... dwadzieścia i dwa...
Ksiądz wziął kubek wody i podał do ust choremu. Ten pił chciwie... Po chwili odezwał się już przytomnie — spokojnie prawie.
— Księże proboszczu, przepraszam bredziłem jak w gorączce... Bóg zapłać za dobre słowo i pociechę... śmierć się zbliża... czuję to, wiem dobrze... Tak zbliża się, ale ciężka, okropna — nie łatwo umierać, gdy sumienie gryzie i toczy człowieka, jak robak...
— Mówiłem ci, że miłosierdzie Boże granic nie zna.
— Ach miłosierdzie! miłosierdzie, litość... ale ja opowiem życie moje... może... może mi choć nadziei trochę zostanie... Ja nie jestem z prostego stanu. Ojciec mój był oficyalistą, nawet edukacyę chciał mi dać... skończyłem kilka klas... ale później jak ojciec umarł poszedłem do obowiązku... i zawsze przy gospodarstwie, byłem i pisarzem prowentowym i gorzelanym... działo mi się nieźle... To było daleko ztąd, bardzo daleko w moich rodzinnych stronach, wśród lasów i gór wysokich, blizko Wisły, blizko Krakowa... Chciałem już sobie los jakoś ustalić, chciałem się ożenić... Był tam niedaleko dzierżawca biedny, bardzo biedny człowiek, prawie go tylko z litości trzymał dziedzic na folwarku, bo inny byłby go od kilku lat wyrzucił.
Ten dzierżawca wychodził z drobnej szlachty, z pod Grodna podobno... czy zkądś. — Jakaś bieda zapędziła go aż w nasze strony — za chlebem. Miał trochę pieniędzy wziął dzierżawkę ale szcześcia nie miał, nie szykowało mu się nic. To grad, to pożar, to pomór — dość że zniszczał na szczęt... Miał on ten dzierżawca córkę... ładną, dobrą dziewczynę i chciał mi ją dać za żonę, bo ja byłbym mu gospodarstwo podniósł. Młody byłem, ochotny do roboty i poszczęściło mi się też, bom parę tysięcy na loteryi wygrał... Ale ona, jakoś nie była mi życzliwa, ni tak ni siak nie chciała odpowiedzieć — a jak ją ojciec przynaglał to zwłóczyła, ociągała; a to za pół roku, to za kwartał, to za miesiąc, dość że tego zwłóczenia z półtora roku — przeszło... A mnie szatan jakiś opętał i oczy mi zaślepił żem już oprócz niej nic nie znał i nie widział na świecie, żem nie mógł bez nie żyć... O Boże, Boże! jakim ja nieszczęślwy... jaki nędzarz...
— Uspokój się, zbierz myśli... ufaj miłosierdziu Bożemu.
Chory westchnął ciężko...
— Zaślepiony, szalony, zacząłem szpiegować, podpatrywać, sledzić każdy krok tej dziewczyny — no — i wyszpiegowałem, na moje nieszczęście. Przyjeżdżał tam do tego dzierżawcy człowiek jeden, starszy trochę odemnie, był w sąsiedztwie za rządcę i jemu się ta dziewczyna podobała — ale nie wiedziałem że się chce z nią żenić. — Raz już