Strona:PL K Junosza Na łożu śmierci from Rola Y1885 No28 page332 part2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Staruszek wstał, wyprostował się — i włożył w książkę zapisane kartki. Przypatrzmy mu się.
Wysoki jest i szczupły, o twarzy bladej i kościstej; — na wyniosłem czole i w oczach pełnych blasku maluje się inteligencya wysoka i energia. Siwe, prawie białe włosy, dodają mu powagi.
Jest to posągowa prawie postać. Kiedy wyprostował się i stanął z rękami skrzyżowanemi na piersiach, to zdawało się że się widzi przed sobą jeden z tych portretów, które się dawniej na korytarzach klasztornych widywało — tyle było w tej postaci spokoju — tyle inteligencyi i powagi. W oczach rozumnych i błyszczących, jaśniał jednak jakiś szczególny promyk dobroci — a kto się dobrze wpatrzył w tę twarz poważną — widział, że ma do czynienia z człowiekiem który potrafi skarcić i zgromić — ale który umie także wyrozumieć i przebaczać...
Ksiądz Wincenty, gdyż takie nosił imię, ukończywszy pracę nad kazaniem które na niedzielę przysposabiał, przeszedł się parę razy po pokoju, poczem odmówiwszy modlitwę, zgasił światło i rzucił się na łóżko.
Należał mu się spoczynek.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Z lasu, na saniach prostych, zaprzężonych w dwa małe ale żwawe koniki, spieszyło ku wsi dwóch ludzi. Obadwaj otuleni byli w kożuchy — a głowy mieli poobwiązywane chustkami, gdyż noc była mroźna i wicher smagał po twarzy jak biczem.
Znać że im pilno było — gdyż jeden z nich coraz to szarpnął lejcami, a koniki pędziły jak szalone. Śnieg skrzypiał pod płozami, para buchała koniom z nozdrzy i marzła natychmiast osadzając się na pyskach i grzywach które się białemi zdawały.
Jak błyskawica przelecieli przestrzeń dzielącą las od wioski — dopiero we wsi zwolnili koniom biegu i minąwszy chaty skierowali się ku plebanii.
Tu zatrzymali konie. Jeden z jadących poszedł bramę otworzyć. Nie przedstawiało to żadnej trudności, gdyż była ledwie przymkniętą. — Podjechali pocichu pod same drzwi plebanii.
Jeden został przy koniach, drugi kilkakrotnie za klamkę poruszył.

(Dalszy ciąg nastąpi)