Strona:PL K Junosza Na łożu śmierci from Rola Y1885 No28 page331 part2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szały się festony przemarzłego śniegu, który także grubą warstwą pokrył słomiane dachy chałup, rozesłał się na spadzistościach wzgórz i ubielił kopuły kościołka.
Cisza panowała zupełna, ludzie spali a nawet psy pochowały się po kątach przed mrozem. — Od czasu do czasu tylko, gdy w lesie poblizkim ozwało się przeciągłe wycie wilków, psiska budziły się ze snu i głośnem szczekaniem odpowiadały na pogróżki leśnych drapieżców. Po tem znowuż zalegała cisza grobowa nie przerwana niczem, chyba, tylko szumem ostrego wichru, który się szamotał z drzewami — i odzierał je z owych białych festonów śniegu przymarzniętego do grubych konarów.
Okolica, której opowiadanie niniejsze dotyka, nie należała do malowniczych i wspaniałych; gdzieniegdzie tylko falawate wzgórki wznosiły się po nad równinę łagodnie. Oko nie mogło się tu cieszyć rozmaitością linij i płaszczyzn jak w górach — ale zato na szerokich polach i łąkach, wśród sosnowego boru i kęp olszyn rozrzuconych po błotach panowała owa smętna, tęskna poezya równiny — usposabiająca do marzeń i dumań.
Nad nizkiemi chatami szumiały wysmukłe topole, po polach rozsiadły się grusze przysadziste i krępe, a nad brzegiem rzeczułki złota wierzba płakała gałązkami drobnemi, odartemi z listków. Dziś te gałązki obumarłe, przemarzłe, milczą smutnie; ale gdy wiosenne słońce przygrzeje, zazielenią się, odżyją i popłynie z nich smętna, niewyszukana melodya, a pod tchnieniem prostaczka zabrzmi zaklęta w nich pieśń wiosenna. I cała ta uśpiona ziemia zbudzi się, odżyje, zakwitnie.
Ale tęskna poezya równiny odrywa nas od przedmiotu; — pod wpływem jej czarów pióro radeby wypowiedzieć służbę spokojnej prozie — i dać się unieść marzeniom...
Wracajmy przeto na ziemię. Przejdźmy cicho przez wioskę uspioną — i dążmy za drobnem światełkiem które migoce w oddali.
Światełko to zdaje się świadczyć, że jest ktoś jeszcze czuwający o tak spóźnionej godzinie, ktoś komu sen powiek nie skleił. Kto jest ten ktoś, czy cierpi, czy tęskni, czy pracuje?
Idźmy za światełkiem.
Prowadzi nas ono na pochyłe wzgórze, na którem wznosi się mały lecz piękny nader kościołek gotycki. Smukła jego wieżyczka strzela w niebo i dźwiga na sobie krzyż złocony, jaśniejący w blaskach księżycowych.
Ten krzyż zdaje się czuwać nad ludźmi i błogosławić wszystkich. On zdaje się mówić do smutnych i strapionych: „przyjdźcie — a pocieszeni będziecie“, i widocznie przychodzą strapieni, wezwaniu temu posłuszni — gdyż ciężkie głazy z których schody przed drzwiami kościelnemi zrobione, wydeptane są zupełnie. Ileż to pokoleń, na tych kamieniach klęcząc, wylewało tu gorzkie łzy niedoli, szukało pociechy w smutkach i strapieniach...
„Błogosławieni którzy cierpią“, napisano na bramie