Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swojéj najuboższéj izdebki, i suchém okiem, gniewu pełném patrząc na ten rabunek, szyła ojcu poduszkę na wieczny spoczynek.
Ubogi, pusty był pogrzeb starca, za którym z kilkanaściorga, kilkoro tylko szło dzieci; kiedy wrócili do domu pustego, Kasia obejrzawszy się, nic w nim prawie już nie znalazła; a po macosze został tylko stary słoik od pomady i rozbita flaszeczka wódki kolońskiéj.
W ślad za pogrzebem najechali urzędnicy wprowadzający już nowego administratora, a Kasi zapowiedziano, żeby sobie kąta szukała. Poszła biedna na strych, otworzyła kufereczek, obejrzała rzeczy i razem cały zebrawszy majątek, ledwie starczyło na węzełek leciutki, a w kieszeni miała tylko pięć złotych. Nie strwożyła się jednak wcale, upakowała żwawo, a nazajutrz rano wyszła na wieś pieszo, tęskna, niepewna przyszłości, ale w Bogu zupełnie o nią spokojna.
Miała przyjaciół na wiosce, bo tam nikt nie poradził, nie leczył, nie pomógł, nie dał dobrego słowa prócz niéj; ludzie więc gromadką zebrali się ją żegnać. A i jéj spojrzawszy na stare domostwo, w którém się urodziła, wychowała, wyrosła, łzą zaszły oczy czarne.
— Któż mnie z was zawiezie do brata? — spytała ludzi — może ty stary Iwanie?
— A dobrze panieneczko, czemu nie, wejdźcie tylko do chaty, konie pokarmię i ruszymy, gdzie każecie; ale może do dworu pójść po rzeczy?
Kasia tęskno się uśmiechając pokazała mu swoje zawiniątko:
— Ot moje rzeczy...
— A więcéj?
— A więcéj nie mam!
Pojechali tedy naprzód do najstarszego brata, który ożeniwszy się z wdową na Polesiu niemłodą już kobietą, a bezdzietną, miał wcale niezłą cząstkę we wsi i uchodził za najbogatszego z rodzeństwa. Ale téż od czasu ożenienia swego tak był zerwał z familią, że go niczyje nie widziały oczy: bo go jéjmość bojąca się najazdu sióstr i braci, odciągała jak mogła od swoich. Kiedy przed ganek porządnego dworku zaszedł prosty wóz, którym przyjechała Kasia, zabiło jéj może serce, ale tego po sobie nie pokazała i śmiało weszła do pokoju. Brata jéj nie było w domu, w kilka minut weszła z dość kwaśną miną sama pani. Kasia jéj prawie nie znała; ona Kasi udała, że nie poznaje.
— Wiecie, kochana bratowo — rzekła śmiało — że nie mam kątka; możebym na co mogła się wam przydać, choćby na klucznicę... przyjechałam was prosić nie o daremny dach i chleb, ale o robotę...