Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 202.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siał się chyba posługiwać dawnemi swemi znajomościami na dworze.
Królewna przeszła się parę razy po komnacie zasępiona.
— Talwoszu mój — rzekła w końcu, obracając się do niego — pilnujcie wy, proszę, na zamku, aby się ludzie obcy i nieznajomi nie wciskali. Mam i tak dosyć kłopotu z panami senatorami, którzy mi nie dowierzają, podejrzywają... Nie chcę nic robić potajemnie, z nikim widzieć się, mówić, nie potrzebuję.
Gastaldi jest bardzo zręczny i śmiały, trzeba się mieć na baczności.
Z tem wyszła Anna. Na zamku pilnowano się o tyle, o ile było można, aby obcych nie wpuszczać. Ale ludzie z miasta wchodzili ciągle, przywożono rzeczy różne, przybywali do urzędników zamkowych meldujący się nieznajomi, tak, że dopilnować się było trudno. Królewna zamknęła się niespokojna w swoich komnatach z krajczyną i Zosią. Wychodziła tylko do biskupa i wojewody, oczekiwała na Czarnkowskiego, który był niezmiernie czynny.
Miał w istocie wiele na głowie: musiał utrzymać się w łaskach i zaufaniu królewnej, nie zaniedbywać księżnej Zofii i nie dać w podejrzenie senatorom, a oprócz tego i przedewszystkiem służyć cesarzowi, po którym się najwięcej spodziewał.