Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 136.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To niech się pan spodziewa czegoś bardzo smacznego. Jeśli pan nie zażąda więcej, to niech będę najlichszym z oszczepników.
W kilka minut część owocu, dotykająca ognia, zupełnie się zwęgliła, a w środku było ciasto białe, rodzaj miękkiego ośrodka, jak u karczocha.
Przyznam się, że jadłem to z wielką przyjemnością.
— Szkoda, że to ciasto — mówiłem — nie może być długo świeże; to też nie warto zbierać owocu na zapas.
— Właśnie rzecz ma się inaczej. Pan mówi jak naturalista, a ja zrobię jak piekarz. Conseil, nazbieraj tych owoców, zabierzemy je z sobą, gdy będziemy wracać do czółna.
— A jakże je przyrządzić trzeba? — pytałem Kanadyjczyka.
— Trzeba ich środek zarobić w ciasto i niech przefermentuje; wówczas da się przechować bardzo długo, niezepsute. Chcąc go użyć do jedzenia, piecze się je w piecu, a choć nieco kwaśnieje, niemniej jednak będzie panu smakowało.
— Więc kiedy mamy już chleb, zatem nie mamy czego więcej szukać.
— I owszem, trzeba nam jeszcze owoców i jarzyn: szukajmyż ich.
Nazbierawszy owocu chlebowego, poszliśmy szukać czegoś więcej jeszcze do naszego obiadu „lądowego”. Najpierw znaleźliśmy banany, wyborny owoc, który w strefie gorącej dojrzewa przez cały rok; Malaje nazywają go „pisang” a jedzą na surowo. Dalej znaleźliśmy mangi i ananasy nie do uwierzenia wielkie. Poszukiwania zabrały nam dosyć czasu, lubo nie mieliśmy go co żałować.
Conseil zapatrywał się na Ned Landa, który, idąc naprzód, wprawną ręką zbierał, co napotkał dobrego do jedzenia.
— To może już będziemy mieli dosyć — rzekł Conseil.
— Hm — chrząknął Kanadyjczyk.
— Czy ci mało jeszcze? — pytał Conseil.
— Te rośliny nie stanowią przecie obiadu — odpowiedział Ned — bo to dopiero jego koniec, wety; a gdzie zupa, gdzie pieczeń?
— To prawda — wtrąciłem — Ned obiecał nam kotlety, na które jakoś się nie zanosi.
— Polowanie nasze — rzekł Ned — nieskończone jeszcze, bo się nawet nie zaczęło. Cierpliwości! przecież spotkamy jakie zwierzę w pierzu lub sierści; nie w tem miejscu, to w innem.
— A nie dziś, to jutro — dodał Conseil — bo nie trzeba się bardzo oddalać od brzegu; jabym nawet radził powrócić do łodzi.
— Jakto, już? — zawołał Ned.
— Mamy przecie wrócić, nim noc zapadnie — zauważyłem.
— A któraż teraz jest godzina? — zapytał Kandyjczyk.
— Będzie najmniej druga — odpowiedział Conseil.