Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 047.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Conseil, biorący rzeczy rozważnie, ułożył plan odpowiedni. Zadziwiająca natura! Ten flegmatyczny chłopiec czuł się tu, jak u siebie.
Ponieważ jedyna szansa naszego zbawienia była w doczekaniu się łodzi wysłanych z fregaty, więc wypadało się tak urządzić, abyśmy na nie jak najdłużej czekać mogli. Postanowiłem przeto rozdzielić nasze siły tak, abyśmy ich wyczerpywać jednocześnie nie potrzebowali — i oto, cośmy uradzili: Jeden położy się na grzbiecie nieporuszony, z rękoma na piersiach skrzyżowanemi, a drugi, płynąc, popychać go będzie przed sobą. Tak, zmieniając się co dziesięć minut, mogliśmy płynąć jeszcze kilka godzin, a może nawet i do rana.
Wątła to wprawdzie szansa, ale nadzieja tak głęboko zakorzeniona jest w sercu człowieka! Zresztą było nas dwu; a nadto, jakkolwiek to zdawać się może nieprawdopodobnem, nie mogłem stracić wszelkich iluzyj, nie mogłem „rozpaczać”.
Spotkanie fregaty z wielorybem zdarzyło się około jedenastej wieczorem. Do dnia brakowało jeszcze osiem godzin, ale, zmieniając się kolejno, mogliśmy płynąć przez ten czas — tem więcej, że morze było bardzo spokojne. Niekiedy usiłowałem przeniknąć wzrokiem te ponure ciemności, wśród których błyszczała tylko fosforencja, wywołana poruszeniami naszemi. Patrzałem na falę świetlną, rozbijają się o moją rękę. Wyglądało to, jakbyśmy byli zanurzeni w kąpieli z merkurjuszu.
Około pierwszej po północy czułem się mocno strudzony. Napadały mnie odrętwienia i kurcze we wszystkich częściach ciała. Conseil musiał mnie podtrzymywać; na nim więc jednym polegało teraz ocalenie nas obu. Niezadługo usłyszałem mocno przyśpieszony i krótki oddech biednego chłopca, wyczerpującego ostatnie swe siły.
— Puść mnie, puść mnie! — zawołałem.
— Opuścić ich? Nigdy! Chyba ja sam wprzód utonę!
W tej chwili wśród rozstępującej się chmury, jaką wiatr pędził na wschód, ukazał się księżyc i blaskiem swych promieni rozjaśnił powierzchnię morza. Dobroczynne to światło orzeźwiło nasze siły. Podniosłem głowę, rzuciłem ciekawym wzrokiem na wszystkie strony. Spostrzegłem fregatę w odległości pięciu mil od nas; wyglądała jak wielka czarna masa, trudna do rozeznania. Lecz nie mogłem dojrzeć nigdzie łodzi.
Chciałem krzyczeć, lecz nacóżby się to przydało z takiej odległości? Wargi moje napuchnięte żadnego nie mogły wydać głosu. Conseil, silniejszy ode mnie, usiłował wołać i słyszałem go powtarzającego kilkakrotnie:
— Ratunku! ratunku!
Odpoczywaliśmy przez chwilę, słuchając bacznie, i może to było złudzenie wskutek napływu krwi do ucha — ale zdawało mi się, że głos jakiś odpowiedział na wołanie Conseil’a.