Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 390.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak najnikczemniej. I to przez ciebie odczułem to tak głęboko. Ostatecznie to nie ja, lecz oni mają za sobą słuszność, z nimi jest siła niewidzialnych potęg. Niechaj tak będzie. Tylko nie łudź się, Nataljo Wiktorowno. Nie jestem nawrócony. Mamże więc duszę niewolnika? Nie! jestem niezależny i przeto zguba jest moim udziałem“.
Temi słowy zakończył pisanie, zamknął pamiętnik i owinął go w czarny welon, który zabrał ze sobą. Następnie przetrząsnął szuflady, szukając papieru i sznurka, zrobił z tego wszystkiego paczkę, zaadresował do panny Haldin, Boulevard des Philosophes, poczem daleko w kąt odrzucił pióro.
Uczyniwszy to, usiadł i położył przed sobą zegarek. Mógł wyjść zaraz, ale godzina nie wybiła jeszcze. Tą godziną miała być północ. Wybrał ją dlatego, że słowa i wypadki pewnego wieczora w jego przeszłości kierowały jego obecnem postępowaniem. Tej samej przyczynie przypisywał nagłą władzę, jaką posiadała nad nim Natalja Haldin.
— Nie depce się bezkarnie po piersi widma — mruknął do siebie.
— I oto, jak on mnie ocala — pomyślał nagle. — On sam, ten zdradzony. — Wydało mu się, że panna Haldin stoi przed nim jak żywa i przygląda mu się pilnie. Ale mu to nie przeszkadzało. Skończył z życiem i myśl jego nawet w jej obecności starała się stanąć na bezstronnym gruncie. I osądził siebie pogardliwie.
— Nie miałem ani prostoty, ani odwagi, ani dość silnej woli, aby stać się łotrem, lub wyjątkowo uzdolnionym człowiekiem. Bo któż u nas, w Rosji, odróżni łotra od człowieka wyjątkowo zdolnego?
Był tak dalece igraszką przeszłości, że z uderzeniem