Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 363.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc wejdę na chwilę dowiedzieć się, jak się mama pani miewa.
— Nie wiem nawet, czy uwierzy, że nie mogłam znaleźć pana Razumowa — rzekła panna Haldin, jakby do siebie — skoro ułożyła sobie, że coś przed nią kryję. Pan jej to może potrafi wytłumaczyć.
— Mama pani może i mnie nie uwierzy — zauważyłem.
— Panu? Dlaczego? Cóż mógłby pan ukrywać przed nią? Nie jest pan ani Rosjaninem, ani spiskowcem.
Odczułem głęboko moją odrębność europejską i nic nie rzekłem, postanowiwszy jedynie wytrwać do końca w roli bezradnego widza. Odgłos grzmotu w dolinie Rodanu podchodził coraz bliżej pod uśpione miasto cnót prozaicznych i powszechnej gościnności. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy, nawprost wielkiej ciemnej bramy i panna Haldin zadzwoniła do drzwi swego mieszkania. Otwarły się natychmiast, jak gdyby poczciwa Anna czekała w przedpokoju na nasz powrót. Płaska jej twarz wyrażała zadowolenie.
— Ten pan przyszedł — oświadczyła, zamykając drzwi.
Żadne z nas nie zrozumiało. Panna Haldin zwróciła się do niej żywo:
— Kto?
— Pan Razumow — objaśniła Anna.
Z rozmowy, którą prowadziliśmy przed wyjściem, domyśliła się, dokąd poszła jej młoda pani, więc gdy gość wymienił swoje nazwisko, wpuściła go natychmiast.
— Ktoby to był przewidział! — szepnęła panna Haldin, patrząc na mnie swemi szaremi, poważnemi oczyma, a ja, przypomniawszy sobie wyraz twarzy Razumowa, gdym go spotkał przed jakiemiś czterema godzinami, wyraz ściganego lunatyka, odczułem coś w rodzaju grozy.