Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 262.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przerwała mu bez pośpiechu:
— Zupełnie z innych stron. Zdaleka... Z bardzo daleka.
Razumow wzruszył ramionami. Przybysze „zdaleka“ doszli tymczasem do ściany tarasu i znikli nagle u jego stóp, jak gdyby ich ziemia pochłonęła.
Kobieta w karmazynowej bluzce wzruszyła również zlekka ramionami i rzekła:
— Ano, tak. Przybyli z Ameryki. Czas się zbliża — wtrąciła, jak gdyby mówiąc do siebie. — Nie powiedziałam im, kim jesteś. Jakowlicz byłby chciał z pewnością uściskać cię.
— Czy to ten z kosmykiem włosów, wiszącym mu u podbródka, w długiem palcie?
— Zgadł pan, Razumowie. To Jakowlicz.
— I nie mogli tu trafić ze stacji, tylko pani musiała przyjechać z Zurychu, żeby im drogę pokazać? Doprawdy, bez kobiet nic się nie da zrobić. Tak napisano i widocznie tak jest.
Powiedział to z sarkazmem, z pod którego przebijało bezgraniczne znużenie. I zauważył, że dostrzegła to swemi błyszczącemi, czarnemi oczami.
— Co panu jest, panie Razumow?
— Nie wiem. Nic. Miałem sztański dzień.
Czekała, wpatrując się wciąż w niego. Poczem — —
— I cóż stąd? Wy, mężczyźni, jesteście tak wrażliwi, ufni w siebie. Jeden dzień jest podobny do drugiego, ciężki, ciężki i tak być musi, dopóki wielki dzień nie przyjdzie. A ja tu byłam potrzebną. Donieśli Piotrowi Iwanowiczowi o swoim przyjeździe. Ale skąd? Dopiero z Cherbourga na kawałku papieru okrętowego. Jakowlicz długie lata mieszkał w Ameryce. Ja byłam jedyną osobą pod