Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 242.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, doprawdy — rzekła, zwracając się wprost do Razumowa — ci, co pana w drodze tutaj poznali, mieli słuszność. Jest pan ogromnie wstrzemięźliwym. Nie powiedział pan dwudziestu słów, odkąd pan jest tutaj. A i twarz pana nie zdradza tego, co myślisz.
— Słuchałem, pani — rzekł Razumow, po raz pierwszy posługując się francuszczyzną z pewnem wahaniem, nie był bowiem pewny swego akcentu. Ale ta francuszczyzna sprawiła doskonałe wrażenie. Pani de S— spojrzała znacząco na okulary Piotra Iwanowicza, jak gdyby chcąc mu udzielić swego przeświadczenia o zaletach tego młodzieńca. Skinęła nawet zlekka głową w jego kierunku i Razumow usłyszał ją, szepcącą słowa: „Później w służbie dyplomatycznej“, co mogło się odnosić tylko do korzystnego wrażenia, jakie sprawił. Fantastyczna niedorzeczność tego powiedzenia wzburzyła go, jakby urągowisko wobec jego zwichniętej karjery. Piotr Iwanowicz, niewzruszony, jak gdyby był głuchy, popijał herbatę. Razumow uczuł, że musi coś powiedzieć.
— Tak — zaczął zwolna, jak gdyby wypowiadając pogląd już przemyślany. — Istotnie. Nawet gdy się planuje wojskową rewolucję, usposobienie ludu musi być brane w rachubę.
— Zrozumiał mnie pan doskonale. Niezadowoleni muszą być uduchowieni. Ale tego przeciętne mózgi komitetów rewolucyjnych nie chcą zrozumieć. Nie są do tego zdolne. Zeszłego miesiąca, naprzykład, był w Genewie Mordatjew. Piotr Iwanowicz przyprowadził go tutaj. Zna pan Mordatjewa? Musiałeś o nim słyszeć! Nazywają go orłem — bohaterem! A nie zrobił nawet połowy tego, czego pan dokonał. Nie próbował nawet...
Pani de S— poruszyła się kanciasto na kanapie.