Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 240.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drżąca, choć ani pani de S— ani Piotr Iwanowicz nie zwracali na nią najlżejszej uwagi.
— Co oni zrobili temu biednemu stworzeniu? — zapytywał siebie Razumow. — Czy pomieszali jej w głowie duchami, czy poprostu biją ją, gdy nikt nie widzi?
Gdy podawała mu drugą szklankę, zauważył, że usta jej drżą jak u wystraszonej osoby, która tylko co ma przemówić. Ale, oczywiście, nie rzekła nic i wróciła do swego kącika, jakby tuląc do łona uśmiech, jakim ją na podziękowanie obdarzył.
— Może wartoby nawiązać z nią znajomość — pomyślał Razumow nagle.
Uspokajał się stopniowo, zdając sobie sprawę z położenia, w jakiem się znalazł, może po raz pierwszy od chwili, gdy Wiktor Haldin wszedł do jego pokoju... i wyszedł z niego. Uświadamiał sobie wyraźnie, że jest przedmiotem upiornej uprzejmości sławnej, czy osławionej pani de S—.
Pani de S— przekonywała się z zadowoleniem, że ten młodzieniec nie był podobnym do innych rewolucyjnych typów członków komitetów, tajnych emisarjuszów, pospolitych i nieobytych towarzysko zbiegłych profesorów, ordynarnych studentów, eks-łataczy z twarzami apostolskiemi, suchotniczych i obdartych zapaleńców, młodych żydków i wszelkiego rodzaju hołoty, skupiającej się zazwyczaj dokoła Piotra Iwanowicza — fanatyków, pedantów, proletarjuszów. Przyjemnie było mówić do tego młodzieńca, o wybitnie urodziwej powierzchowności — pani de S— bowiem niezawsze bywała usposbiona mistycznie — a małomówność Razumowa usposabiała ją do tem większej gadatliwości. Przedmiotem jej były wciąż Bałkany. Znała wszystkich mężów stanu w tamtych stronach, Turków, Bułgarów, Czarnogórców, Rumunów, Greków, Ar-