Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 228.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Szafujesz oszczerstwami — zreflektował go Piotr Iwanowicz — które, o ile chodzi o ciebie — —
— Nie — przerwał Razumow chłodno, — nie chcę szafować oszczerstwami, ale wolę nie mieć złudzeń.
Piotr Iwanowicz przesunął po nim spojrzeniem z poza swoich ciemnych okularów i uśmiechnął się zlekka.
— Człowiek, który mówi, że nie ma złudzeń, ma przynajmniej to jedno — rzekł przyjacielsko. — Ale widzę, jak się rzeczy mają, Cyrylu Sidorowiczu. Dążysz do stoicyzmu.
— Do stoicyzmu! Poza Greków i Rzymian. Niech im służy. My jesteśmy Rosjanie — to jest dzieci — dzieci szczere, albo raczej cyniczne, jeżeli pan woli. Ale to nie jest poza.
Nastąpiło długie milczenie. Obaj mężczyźni chodzili zwolna pod lipami. Piotr Iwanowicz założył ręce wtył. Razumow czuł pod stopami niewyżwirowany, wilgotny, jakby śliski grunt mocno zacienionej alei. Zapytywał siebie z niepokojem, czy mówił to, co powinien był powiedzieć. Myślał, że powinien bardziej kontrolować kierunek i bieg rozmowy. Wielki feminista zdawał się również pogrążony w zadumie. Wreszcie odchrząknął, a Razumow uczuł natychmiast powracające obawy.
— Dziwię się — zaczął Piotr Iwanowicz łagodnie. — Przypuśćmy, że masz słuszność w swoim akcie oskarżenia, ale czy może być mowa o potwarzach lub plotkach odnośnie do ciebie? To nie rozsądnie. Faktem jest, Cyrylu Sidorowiczu, że niedość się wie o tobie, aby dać pole do plotek, lub nawet potwarzy. Teraz, oto, osoba twoja związana jest z wielkim czynem, o którego dokonanie kuszono się napróżno. Ludzie ginęli za usiłowanie tego, co wyście obaj z Haldinem spełnili wreszcie. Przybywasz tu