Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 194.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak pani sądzi — zapytałem pannę Haldin, gdyśmy już przeszli pewną część wielkiej alei, — czy pan Razumow zrozumiał pani intencję?
— Czy zrozumiał, co miałam na myśli? — zadziwiła się. — Był bardzo wzruszony. To wiem. Będąc sama bardzo wstrząśniętą, mogłam to jednak zauważyć. Zresztą, mówiłam wyraźnie. Słyszał mię; zdawał się, doprawdy, pochłaniać moje słowa.
Bezwiednie przyspieszyła kroku. Mowa jej również stała się szybszą. Poczekałem chwilę, nim zauważyłem w zamyśleniu:
— A jednak nie pokazał się do tej pory.
— Skąd możemy wiedzieć, jakie zadanie ma on tu do spełnienia? Nie jest przecież turystą, podróżującym dla przyjemności. Może nie być panem swojego czasu — ani może nawet swoich myśli!
Zwolniła nagle kroku i zniżonym głosem dodała:
— Albo nawet własnego życia.
Umilkła i przystanęła.
— Kto wie; mógł być zmuszonym opuścić Genewę tego samego dnia, kiedyśmy się spotkali.
— Nie powiedziawszy pani! — wykrzyknąłem niedowierzająco.
— Nie dałam mu czasu. Odeszłam nagle. Zachowywałam się niemądrze do końca. Bardzo tego żałuję. Nawet gdybym mu była dała sposobność potemu, byłby usprawiedliwiony, gdyby mnie wziął za osobę, której nie można zaufać. Taka wrażliwa, płaksiwa dziewczyna nie budzi ochoty do zwierzeń. Ale choćby nawet wyjechał z Genewy na jakiś czas, jestem pewna, że się jeszcze spotkamy.