Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiem. Nie mogę nawet zapytywać siebie o to, dopóki nie pożyję trochę dłużej i nie zobaczę więcej.
Tamta pokiwała głową z uznaniem. W pustym hallu rozlegało się swobodnie głośne mruczenie kota. Żaden dźwięk głosów nie dochodził zgóry. Panna Haldin przerwała milczenie.
— A co pani słyszała? co ludzie mówią o moim bracie? Pani mówiła, że się dziwili? Tak, sądzę, że się musieli dziwić. Czyż nie wydało im się szczególnem, że mój brat nie potrafił się ocalić, skoro dokonał najtrudniejszej rzeczy? Że nie uszedł niepostrzeżenie z miejsca, gdzie się to stało? Spiskowcy dobrze to rozumieć powinni! Są powody, dla których bardzo pragnęłabym dowiedzieć się, czemu nie zdołał uciec.
„Dama do towarzystwa“ zbliżyła się przez ten czas do otwartych drzwi frontowych. Spojrzała szybko przez ramię na pannę Haldin, która pozostała wewnątrz hallu.
— Nie zdołał uciec — powtórzyła z roztargnieniem. — Alboż nie uczynił ofiary z życia? Alboż nie był poprostu natchnionym? Może to był akt samopoświęcenia z jego strony? Nie sądzi pani?
— Sądzę — rzekła panna Haldin, — że w żadnym razie nie był to akt rozpaczy. Nie słyszała pani, co mówią o tem jego nieszczęsnem aresztowaniu?
„Dama do towarzystwa“ zamyśliła się chwilę w otwartych drzwiach.
— Czy nie słyszałam? Oczywiście, że słyszałam. Tu się rozprawia o wszystkiem. Alboż cały świat nie mówił o bracie pani? Co do mnie, sama wzmianka o jego wzniosłym czynie napełnia mnie pełnym zazdrości zachwytem. I pocóż człowiek, który jest pewny nieśmiertelności, miałby się troszczyć o życie?