Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 170.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mienia ze stoicyzmem, nie chcąc pójść do nikogo ze znajomych. Ja byłabym poszła błagać o ratunek dla niego, ale gdzie? Gdzie miałam szukać takiego, co miałby coś do dania, lub jakąś możność udzielenia pomocy? Wszyscy dokoła nas byli głodni i pijani. Wszyscy byli ofiarami Ministerjum Finansów. Niech mnie pani nie pyta, jak żyliśmy. Samabym nie umiała powiedzieć. Był to poprostu cud niedoli. Nie miałam nic do sprzedania, a odzież moja była w takim stanie, że w dzień nie mogłam wyjść na ulicę. Obrażałam przyzwoitość. Musiałam czekać aż się ściemni, nim odważyłam się wyjść i wyżebrać kawałek chleba, lub ochłap jaki, by jego i siebie utrzymać przy życiu. Często wracałam z pustemi rękami. A wtedy kładłam się na ziemi przy tapczanie. O! tak; ja mogę spać doskonale na gołych deskach. To nic; wspominam o tem tylko dlatego, by pani nie myślała, że jestem sybarytką. To było nieskończenie mniej zabijające, niż siedzenie godzinami przy stole w nieopalonym pokoju i pisanie pod dyktandem książki Piotra Iwanowicza. Ale pani się sama przekona, więc niema o czem mówić.
— Nie jest wcale rzeczą pewną, że ja kiedykolwiek będę pisać pod dyktandem Piotra Iwanowicza — rzekła panna Haldin.
— Nie? — wykrzyknęła tamta niedowierzająco. — Naprawdę? Pani się jeszcze nie zdecydowała?
A gdy panna Haldin zapewniła ją, że nigdy nie było mowy pomiędzy nią a Piotrem Iwanowiczem o żadnem dyktandzie, kobieta z kotem zesznurowała na chwilę usta.
— O! ani się pani spostrzeże, jak usiądzie przy stole. Co do tego, niech się pani nie łudzi. Można się rozczarować, gdy się słucha, jak Piotr Iwanowicz dyktuje, ale jed-